Jan Petryk lata 1954 – 1958
wychowawczynią klasy była Pani Julia Rodzik
Z okazji stulecia Szkoły, zajrzałem do starych fotografii. Przechowało mi się kilka zdjęć z czasów szkolnych. Nie są one co prawda najlepszej jakości ale ze względu na wiek, można im, jak sądzę, trochę wybaczyć. A wiek przecież szacowny. Bądź co bądź około sześćdziesięciu już lat. Nie przyszło niestety nikomu w swoim czasie do głowy, by na zdjęciach napisać chociażby rok wykonania. No i teraz sam muszę się niekiedy domyślać, kiedy to-to miało miejsce. Właściwie mylić się mogę co najwyżej o rok. Z dzisiejszej perspektywy, jest rok 2016, nie jest to chyba straszny błąd. Graniczne daty: 1954 i 1958 są pewne. Ale jest okazja by trochę powspominać.
W owym czasie ogólnokształcąca edukacja była podzielona na jedenaście klas. Klasy I – VII to była szkoła podstawowa, natomiast VIII – XI – liceum. I właśnie pierwsze ze zdjęć niewątpliwie dotyczy mojej ósmej klasy, klasy VIIIc, z językiem angielskim. W pozostałych klasach obok rosyjskiego nauczano języka francuskiego lub łaciny. Naszą wychowawczynią była Pani Profesor Julia Rodzik. Na zdjęciu, w zastępstwie, występuje Pan Jan Litwin (Janusz na jakiejś liście, w pamięci mam Jan, co jest prawdą – nie wiem). Pan. J. Litwin nauczał nas języka rosyjskiego ale, w trybie niejako awaryjnym i krótko, również angielskiego. Wnosząc z naszego ubrania, zdjęcie pochodzi z późnej jesieni lub wczesnej wiosny. W każdym bądź razie z roku szkolnego 1954/55. Przepraszam kolegów za to, że niektórych imion lub nazwisk nie zapamiętałem. Ewentualnie również za to, że tylko mi sie wydaje, że pamiętam prawidłowe. Na usprawiedliwienie mam tylko upływający czas.
1 – Stanisław Radliński, 2 – Jan Żybura, 3 – Jan Petryk, 4 – w/z wychowawczyni Jan
(Janusz?) Litwin, 5 – Romuald Radziejewski, 6 – Mieczysław Kijek, 7 –Józef Borowiec, – 8 –
(?) Swacha, 9 – (?) Urban, 10 – (?) Poszelężny, 11 – Władysław Szczygieł, 12 – (?), 13 –
Waldemar Ulanowski, 14 – Edward Skladaniec, 15 – (?) Putko, 16 – Jerzy Głowacki, 17 – Zbigniew Goluch, 18 – Witold Adamczuk, 19 – Władysław Niedźwiedź(?), 20 – Andrzej
Mendel, 21 – Tomasz Pupiec, 22 – Józef Kapłon, 23 – Zbigniew Andrzejewski, 24 – (?), 25 –
Marek Troc, 26 – Mieczysław Brzyski, 27 – Janusz Wszytko, 28 – Tadeusz Świst, 29 – Marian Malicki, 30 – Henryk Hetman, 31 – (?) Tyszko, 32 – (?) Pantelemoniuk, 33 – Mieczysław Bytowski, 34 – Henryk Milczuk.
Kolejne fotografie dotyczą najprawdopodobniej klasy dziewiątej to znaczy roku szkolnego 1955/56. A na pewno jest to lekcja geografii prowadzona w terenie przez profesora Michała Pieszkę. Pan Profesor prowadzi nas do miejsca, w którym to miejscu „pękła Europa” a dalej na wschód jest już rozległa, jednolita Płyta Wschodnioeuropejska (mam nadzieję, że tak to pozostało do chwili obecnej, i że nic nie napsociłem w geologii Europy.).
A lekcja przebiegała w ten sposób, że odpowiednio elegancko odziani udawaliśmy się pociągiem do stacji Długi Kąt. Stamtąd, już pieszo do wsi Hamernia. Droga wiodła ścieżkami przez pola, co widać – może niezbyt wyraźnie, ale jednak – na powyższym zdjęciu. Wyraźnie i na pewno, widać na początku orszaku jaśniejszy kształt. To właśnie Pan Profesor Michał Pieszko, niestrudzony nauczyciel i wędrowiec. Celem wędrówki była sama wieś Hamernia oraz malowniczy wąwóz, którym płynie Sopot. Tam Pan Profesor prowadził wykład na temat tego, co widzimy, dlaczego to takie właśnie jest i co jeszcze tutaj jest, a czego nie widzimy. A mówił bardzo interesująco.
Następne zdjęcia zrobione są gdzieś w lesie i w wąwozie Sopotu. Jak widać, kadra nauczycielska reprezentowana jest jeszcze przez profesorów: Eugeniusza Hajkowskiego i Antoniego Huszalaka. Eugeniusz Hajkowski – wychowanie fizyczne, Antoni Huszalak biologia, chociaż naszą klasę w zakresie biologii nauczał ówczesny dyrektor Kazimierz Mazurek.
O profesorze Hajkowskim raz jeszcze, ponieważ w roku 1957 (a może w 1956?) uczestniczyłem w obozie wędrownym w Górach Świętokrzyskich, który prowadził właśnie prof. Hajkowski. Na jakich zasadach odbywała się rekrutacja uczestników nie pamiętam, ale na pewno decydujące zdanie miał w tej materii Profesor. Jak zresztą i we wszystkich innych sprawach związanych z obozem. Było dokładnie określone, co koniecznie należy zabrać ze sobą i równie dokładnie, czego zabierać nie wolno. Do rzeczy zakazanych należały, na przykład, długie spodnie. Trzeba jednak przyznać, że dla młodych ludzi bez doświadczenia w turystyce pieszej, takie wskazówki były bardzo przydatne. Na szlaku obowiązywał szyk „gęsiego” (zdjęcie poniżej). Prowadził profesor i każdy z nas miał wyznaczone miejsce w ordynku. Nie chodziło tutaj tylko o zwykłą dyscyplinę i porządek. Oprócz własnych plecaków obóz transportował również instrumenty muzyczne i w takim szyku nie było wątpliwości, kto komu co przekazuje pod opiekę. Na wyposażenie zespołu muzycznego składały się trzy banjole i dwie gitary. Najcięższa była największa banjola, na której grał Profesor osobiście. Pocieszające było to, że – inaczej niż w poprzednich latach – w zespole nie było już akordeonu. Po co był zespół muzyczny? Jak to zespół muzyczny, na postojach dawał koncerty dla miejscowej ludności (patrz zdjęcie).
Etapy wędrówki na każdy dzień były dokładnie zaplanowane, celem było miejsce z zarezerwowanym z dawna noclegiem. Był to jakiś kemping, a częściej zaprzyjaźniona stodoła. Na zdjęciu poniżej uczestnicy obozu, właściciele i sama stodoła.
Profesor Hajkowski przekonywał nas, że sen ma bardzo lekki. W domu musi nawet odłożyć zegarek gdzieś dalej, by nie budziło go tykanie. Po takiej zapowiedzi dyskretne wejście do stodoły, gdy chłopcy zamarudzili trochę za długo, wydawało się zupełnie niemożliwe. Groziła dekonspiracja i całkowita wpadka. Ale trudno, nie ma rady. Psa, na całe szczęście, nie było. Pozostaje brama. Ta, otwierana ostrożnie, powoli wydaje tym bardziej przeraźliwe dźwięki. Wślizgujemy się i nic się nie dzieje. Jeszcze tylko trzeba zamknąć bramę. Znowu, jak wydaje się spiskowcom, wierzeje trzeszczą, skrzypią i piszczą na cały świat. I znowu nic. Widać, że spacer na świeżym powietrzu gwarantuje każdemu zdrowy, mocny sen, typowy sen sprawiedliwego. A o tym mogliśmy naocznie przekonać się raz jeszcze. Było to chyba zakończenie obozu, a na pewno rzecz działa się w Kielcach. Pan Profesor postanowił, że syci wrażeń turystyczno-krajoznawczych, musimy wywieźć ze Świętokrzyskich Gór jeszcze wrażenia kulturalne. W strojach widocznych na zdjęciach udaliśmy się do stosownego przybytku kultury na operę Piotra Czajkowskiego „Eugeniusz Oniegin”. No i cóż? Wstyd przyznać, ale mimo najszczerszych chęci, bliżej było nam do Morfeusza niż do Melpomeny.
Na całe szczęście, fotografa przy tym nie było.
Żywiliśmy się głównie jakoś we własnym zakresie. Nie wiem, co mamy w tych menażkach. Jednak patrząc na zdjęcie mam wrażenie, że było tam coś bardzo smakowitego.
Nie ma to jak łono natury na każdą okoliczność.
Obsługa fotograficzna obozu również była zorganizowana z urzędu. Podczas wędrówek funkcjonował tylko jeden serwis fotograficzny a każdy, kto chciał mieć zdjęcia nabywał cały zestaw. Tak więc w pakiecie otrzymywało się również zdjęcie profesora Hajkowskiego wykonane podczas kąpieli słonecznych na łonie natury.
Klasa Xc, rok 1956/57
1 – Mieczysław Bytowski, 2 – Franciszek Bondyra 3- Zbigniew
Pado, 4 – Mieczysław Brzyski, 5- Edward Składaniec, 6- Stanisław
Sak, 7- Henryk Milczuk, 8- Henryk Hetman, 9- Tadeusz Onuch, 10- Władysław Niedźwiedź, 11-Stanisław Janda, 12- w/z wychowawczyni Henryk Rodzik, 13- Stanisław Radliński, 14- Tadeusz Świst, 15- Zbigniew Goluch, 16- Józef Kapłon, 17- Roman Dragan, 18- ? , 19- Waldemar Ulanowski, 20- Marek Troc, 21- Henryk Osiński, 22- Witold Adamczuk, 23- Wojciech Zielonka, 24-
Ryszard Sudołowicz, 25- Mieczysław Kijek, 26- Ryszard
Żołnierczuk, 27- Ryszard(?) Joniec, 28- Zbigniew Andrzejewski,
29- Henryk Miler, 30- Jan Petryk
Jesteśmy w roku szkolnym 1956/57 i tak, jak widać prezentowała się wtedy klasa Xc. Naszą wychowawczynię Panią Julię Rodzik zastępuje Pan Henryk Rodzik, nasz nauczyciel fizyki.
Zbieżność nazwisk nie przypadkowa.
Do rytuału należała wycieczka do Krakowa, Ojcowa i Pieskowej Skały. Oto kilka zdjęć z takiej wycieczki. Na zdjęciu, jak zwykle niezawodny profesor Michał Pieszko, pani – to przewodniczka. Młodzi ludzie nie tylko z klasy Xc. Nieliczni są z klas równoległych a także o rok starsi.
Najprawdopodobniej w Ojcowie.
A to Kraków.
By uniknąć wątpliwości: to również Kraków. Jak widać, był tam również profesor Henryk Rodzik.
I to krakowski rynek. To jestem ja wsparty na ramieniu Marka Troca.
A to już Zamość. W tle park. Park w Zamościu, rok 1958
1 – Jan Hulak, 2 – (?), 3 – (?), 4 – Henryk Osiński, 5 – Jerzy Kokoć, 6 – (?), 7 – Jan Petryk, 8 – Stanisław Radliński
Chcę się jeszcze pochwalić niejakim osiągnięciem z lat 1957 i 1958. Wtedy uczestniczyłem w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Chemicznej. W roku 1957 uzyskałem wyróżnienie a w 1958 byłem już laureatem. W owym czasie wyróżnienie dawało satysfakcję, a tylko laureaci byli przyjmowani bez egzaminu wstępnego na wszystkie wyższe uczelnie, byli zwolnieni z najwyższą oceną z egzaminu z chemii, jeśli taki egzamin wchodził w skład egzaminu wstępnego oraz byli zwolnieni z egzaminu maturalnego, jeśli wybrali chemię na maturze. Również oczywiście otrzymywali najwyższą ocenę, czyli bardzo dobrą.
Chemii w owym czasie nauczała nas pani profesor Helena Frelich. I jak się okazało – skutecznie. Olimpiadą chemiczną zainteresowaliśmy sie w roku szkolnym 1956/57 i od razu był sukces. Ze strony uczniów motorem wszystkich poczynań był Tomasz Tratkiewicz. Tomek był człowiekiem niepokornym, bezkompromisowym i upartym. On nie startował w olimpiadzie po to, by nieśmiało sprawdzić się na obcym, ogólnopolskim terenie. On startował by wygrać i na pewno dostać się bez jakiegokolwiek egzaminu wstępnego na wybraną uczelnię. W roku 1957 został laureatem i wybrał studia na Wydziale Chemicznym Politechniki Warszawskiej. Rok później poszedłem tą samą drogą. W szkolnych przygotowaniach do olimpiady i w zawodach na niższych etapach uczestniczyła wtedy liczniejsza grupa uczniów. Nie wszystkich pamiętam, ale byli to późniejsi laureaci Józef Pomarański i Eugeniusz Siemkowicz, także Ignacy Kościk, Stanisław Kulesza, Symeon Rogowski, Janusz Gawecki.
Olimpijczycy, także chemiczni, otrzymują medale. Poniżej zdjęcia medali zdobytych przeze mnie. Ten najbardziej zniszczony to medal laureata z roku 1958, szlachetna powłoka nie wytrzymała niestety próby czasu i warunków . Następny to „srebro” osoby wyróżnionej – rok 1957, a następny, „brązowy”, to medal finalisty Ogólnopolskiej Olimpiady Chemicznej. W rzeczywistości nie są tak wielkie, mają średnicę 16 mm.
Funkcjonowanie w murach szkolnych kończył tak naprawdę bal maturalny. Piszę tutaj o czasach przedinternetowych i chyba z tego względu gdy w wyszukiwarce wpiszę „bal maturalny” – otrzymam dowolną liczbę informacji o studniówkach. Studniówka owszem odbywała się, we właściwym terminie, przy końcu stycznia. Była to zabawa szkolna, trochę inna niż wcześniejsze, bo ostatnia, bo matura. Nasze liceum było szkołą męską i wszelkie szkolne potańcówki i zabawy organizowano razem z równoległymi klasami mieszczącego się w tej samej budowli II Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Konopnickiej – całkowicie żeńskiego. Dla ścisłości: mój rocznik był ostatnim wyłącznie męskim. W roku następnym, 1955, do jednej z klas po raz pierwszy przyjęto dziewczęta. Studniówka, jak to szkolna zabawa, była imprezą mocno stonowaną. Bal maturalny odbywał się już po maturze, w czerwcu. Impreza tradycyjnie odbywała się w szkole i organizowały ją wspólnie obydwie szkoły. Wtedy jeszcze czuliśmy się nimi, ale już formalnie nie byliśmy uczniami. Na balu maturalnym można było już podać lampkę wina, można było przyjść z osobą towarzyszącą a bal trwał do białego rana, czego nie można było powiedzieć o studniówce. Dziewczyny mogły wreszcie zabłysnąć kreacjami.
Bal maturalny, rok 1958. Klasa XIc z wychowawczynią Panią Julią Rodzik.
1 – Tadeusz Rękas, 2 – Andrzej Kosiorkiewicz, 3 – ?, 4 – Zbigniew
Andrzejewski, 5 – Jerzy Głowacki, 6 – Jan Petryk, 7 – Jan Hulak, 8 – Waldemar
Ulanowski, 9 – Janusz Wszytko, 10 – Waldemar Jędruszak, 11 – Wiesław
Kozyra, 12 – Zbigniew Tomasik, 13 – Zbigniew Pado, 14 – Stanisław Janda, 15 – Józef Duda, 16 – Władysław Niedźwiedź, 17 – Stanisław Radliński, 18 – wychowawczyni Pani Julia Rodzik, 19 – Marek Troc, 20 – Józef Kapłon.
I to było właściwie pożegnanie ze szkołą.